Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2012

najpewniejszą rzeczą w życiu jest ciągła zmiana:)

Chłopaki składają tira z klocków. Mozolna to praca, nie ma co. Prosta niby układanka, a wymaga skupienia i dostrzeżenia detali w stożkowatym usypisku. Mnóstwo ukrytych elementów, które trzeba znaleźć, by stworzyć całość jak z obrazka.  Patrzę na nich z ukosa i zastanawiam się czy z tych wszystkich, prawie 365 dni, udało nam się znowu zbudować coś co działa, jest stabilne, cieszy oko i będzie miało ciąg dalszy? Tak - myślę sobie. Wspólnie się udało. Osobiście nawaliłam na pewnych frontach i w pojedynkę dźwigam walizeczkę wyrzutów sumienia, ale to moja dola, nie rzutująca zbytnio na całość. Patrzę na Igora. Pomijając chwile, kiedy mydło wpadnie mu do oka, albo wyrżnie o podłogę, stwierdzam, że mam naprawdę radosne i szczęśliwe dziecko. Nie wydaje mi się przecież. Widzę roziskrzone oczy, uśmiech z rzadka schodzący, uprzejmość i serdeczny, dziecięcy gest. Jak tu myśleć cokolwiek innego? Patrzę na męża (on niech tego nie czyta, bo mógłby się zawstydzić cy cuś;)  i dziękuję bogu za teg

wesołe święta

 w niedźwiedzich skarpetach w norweskie iksy, ze świetlistą lampką wina, całkowicie niewinna  wypoczęta, choć z poczuciem wątroby, uchachana,  pozdrawiam i ślę beczkę śmiechu Igor dostał zabawkę, której instrukcja obsługi jest dla mnie świ ą teczną bombką.  Lepsza niż rozmowy 'po helu'. Brzmi jak instrukcja tajnego stowarzyszenia wolnomularzy, spisana zaraz po wypiciu baniaka pitnego miodu. ekhmm... kulki spadające celem gry: Każdy z graczy wybiera kulki dla ich kijami. Oni włożyć wszystkie laski przez rurkę, a następnie wlać kulki w górnej części rurki. Następnie każdy z graczy zaczyna się usunąć jej się przywiązanym jedną. Uważaj żeby nie upuścić do spadku. ;D Gra wbrew regułom z zasady bez, więc m y ich wybraliśmy dziś kijami dla rurki. On wlał kulki na kije by nie upuścić w dół. Przywiązanie do zabawy było i śmiechu nie miara co.

:)))

otwarci inaczej

Czytając blogi po angielsku pisane, nawet sporo rozumiem i jeszcze nie trafiłam (może mało zagraniczna jestem) na bloga malkontenta. Tam zawsze, albo w przeważającej części wszyscy są happy, wklejają tęczowe zdjęcia, superaśne linki. Raczej nikt nie wnika w swoje stany emocjonalne, nie kontempluje deszczu w trzydziestu wersach, ewentualnie wklei tego deszczu zdjęcie jak z bajki.  Albo mi się wydaje, że Polacy są bardziej z krwi i kości, albo nie przywykłam do permanentnego zachwytu nad życiem podpartego gotowym tutorialem np. robimy czaderską imprezkę dla dzieciaczków, nakładamy im na łebki filuterne kapelutki i pstrykamy focie. Może być tak, że przypadkowo trafiam na gotowce szczęścia, bo za tą granicą zachodnią pewnie też miewają w sąsiedztwie z górami radości, doliny smutku, ale, czy mi się tylko wydaje - nie lubią o tym pisać, nie potrzebują? W sumie po co, a z drugiej strony, czy te doliny nie są prawdziwsze?  My to się przynajmniej nie boimy, wychylamy z własnych dołków.  Sk

...

Izba przyjęć na ostrym dyżurze to gotowy scenariusz na dramat społeczny, tudzież thriller psychologiczny w którym wszyscy uczestnicy nie mają pojęcia co się za chwilę stanie i nikt raczej nie chce tego oglądać. Kiedy trzeba nadstawiać tyłek pod zastrzyk, a obok smacznie, z obłoczkiem piany w kąciku ust, śpi bezdomny święty Mikołaj - kloszard z siwą brodą bez świadomości licznych odmrożeń, w  korytarzu zamroczony kibol, który co rusz próbuje wstawać i rozbija sobie łuk brwiowy, wylewa ocean krwi i prawie robi pod siebie, pan z dusznicą, stuletnia babcia błagająca o powrót do domu, pustego domu, bo z synem, niedorozwiniętym, daremny kontakt... no i na marginesie ja - starająca się nie ruszać, by ból w lędźwiach nie wycisnął z ust krzyku, a zęby nie rozszarpały rękawa. W tym fizycznym zniewoleniu błąkały się myśli i prośba słana za szpitalne mury, by zawsze był ktoś koło mnie, by nigdy nie być samotnym..i jeszcze jedna refleksja, trochę na przekór tej pierwszej, by jednak zaakceptować, n

nic takiego, nic wielkiego

Skrawek czasu przyszył się do mnie o poranku. Piszę, ale stanowczo pisanie na blogu zabiera cały ten skrawek, bo słowa się długo myślą, zanim się spiszą. Za oknem podwójne paskudztwo, roztopy i kropy, a kropy na szybie i przyjdzie je zmywać. Plan poranka mam taki - robię czystki, wpierw wymachuję ścierką, a potem wyprowadzam słonia na salony, niech pochłonie kilkudniowy opad sił i resztek energii. Uśmiecham się i szczerze?....mi się nie chce.  zwyczajowy przerost formy nad treścią, brak rewelacji zawarty w kilku zdaniach  a życie się żyje, wypełnia się ... nawet w tym banalnym kurodomowieniu. W dalszych planach na przyszłość mam wstąpienie do kwiaciarni, do biblioteki, do sklepów, a następnie do przedszkola po mojego życia sens. Wcale nie narzekam, choć wczoraj bezgłośnie westchnęłam....bo kuzyn spędza święta i sylwestra w Argentynie, a ja nawet nie w Zakopanem. Marzy nam się taki kocurek mmm...misiula:)

sen o taksówce i inne marzenia ściętej głowy

Przedstawienia autobusowe są iście dramatyczne, dziś byłam świadkiem.... gość wyrwał z autobusu prawie po trupie kontrolera, który go w ostatniej chwili łapnął za czapkę. Tym fantem pozostało jedynie pomachać uciekinierowi na pożegnanie .   Nie cierpię poszturchiwanek na lini kontroler-frajer, tym razem nadmiar stresu wykiełkował na paragonie.  Można wierszoklecić na sklepowym kwitku i w oparach spalin? miałeś chamie czapkę z pumy, lecz wolałeś zrzec się dumy i wyrwałeś się z potrzasku autobusu co o brzasku wozi gapowiczów wielu  z nadzieją że dopną celu ty dopiąłeś, bo i pchnąłeś kanara co ci tak głowę suszył cóż, gdy teraz marzną uszy Kiedy byłam mała, nieco starsza, a nawet nastolatką będąc, kiedy obca mi była tzw. konieczność i przymus, lubiłam grudzień. Nie mogłam się doczekać ubierania choinki, przewracałam mieszkanie do góry nogami w poszukiwaniu ukrytych prezentów, podjadałam pierniki z miski na szafie, pisałam w pamiętniku o śniegu i chodziłam na roraty...yyy, bl

do lata jeszcze pół roku z hakiem

Igor przychodzi dzierżąc kłębek kabli  - Mamo patrz, jestem bogiem prądu ...pstszz, zsztttssss, pssssztsss.... Ostatnio jestem rozładowana. Rozpakowuję zakupy, potem pakuje się do łóżka i śpię. Gdzieś posiałam rękawiczki i zepsuł się zatrzask przy kurtce, nic mi nie wychodzi, tylko jakieś nitki ze swetra.. Nie mam ochoty. Ochota razem z Inwencją sączą drinki pod palmami. Czy ktoś z was używa może jonizatora powietrza w mieszkaniu? Proszę uprzejmie podzielić się uwagami, wątpliwościami i zadowoleniem. Czuję, że coś w naszym czterokątnym powietrzu wisi i chcę to wygnać. Niemożliwością jest słuchanie symfonii kataralnej przerywanej dudami kaszlowymi. Tradycyjna farmakologia nie daje rady. Mam za sobą film Ulricha Seidla.  Myślę, że jest to film dla ludzi o mocnych nerwach, bo pokazywanie okładki mężczyznom zwykle wywoływało w moim otoczeniu szok z niesmakiem.  Mężczyźni to słaba płeć, bo mnie przykładowo okładka zanęciła, wszelkie kontrowersje biorę z marszu Prawda w oczy kole ba

obecna

Chciałam bardzo podziękować za wasze opinie, które zostawiacie w komentarzach. Z każdym wpisem mocniej sobie uświadamiam, że człowiek nie może opierać sie tylko na swoich przemyśleniach, bo one nie są w pełni ukształtowane. Uzupełniacie mnie, dolepiacie kawałek własnej gliny. właśnie obejrzałam film " Marina Abramowić. Artystka obecna" W tym momencie nabieram powietrza w płuca, splatam ręce za głową... Jestem pod wrażeniem. Jej ostatnie przedstawienie w nowojorskiej MoMa na pewno pozostanie w pamięci ludzi, którzy wzięli w nim udział. Wielu ponoć skrajność tego przeżycia odmieniła.  3 miesiące, 6 dni w tygodniu, przez kilka dobrych godzin w ciągu dnia, Marina siedziała na przeciwko przypadkowego człowieka nawiązując z nim intymny, milczący kontakt. W całkowitym oddaniu, z zachowaniem pełnej świadomości i autentyczności  BYŁA dla innych. czy to nie sztuka? bo czym jest sztuka? spróbuję odpowiedzieć bez pomocy wikipedii - sztuka to zjawisko ponadprzeciętności, nierz

radio bajer

Miałam być na antenie, ale chyba nie byłam. Nie do końca wysłuchałam audycji po godzinach w radiu Katowice. Udzieliłam wywiadu-niewypału na temat mat do tańczenia, bu ha ha...zadziwiające , jak człowiek sie niepotrzebnie nakręca, podnieca  sytuacją kiedy ktoś podtyka ci pod nos mikrofon i każe mówić. Dla niektórych to chleb powszedni, a dla mnie to tekst pisany wytłuszczona czcionką, torcik bezowy;)  Chyba mam ten entuzjazm po tacie, który nagrywa wszelkie rodzinne występy w mediach i się tym szczyci. Rozrzut jest ogromny, ale jedno jest pewne - każdy chciałby się POCZUĆ, więc albo wspinamy sie na ośmiotysięczniki, wydajemy powieści, a czasem wystarcza przypadek choćby w postaci  tych nagranych w przelocie słów, które zginęły w eterze...a ty wciąż o tym myślisz i myslisz i masz skurcze żołądka heh... Ba, ale ja nie wierze w przypadki podobno...tak więc odebrałam lekcję, a raczej zrobiłam z niej powtórkę.  Nadajemy rzeczom i zdarzeniom niebotyczną role, ale w skali świata to pryszcz

tamto i siamto

Aaależ jestem w gorącej wodzie kąpana. Unoszę się jak balonik wypełniony helem i piszczę, jakbym go wdychała z butli, a raczej huczę jak piec któremu ciągle dokładają do ognia. Przyznam się, z biciem, że poszła na mnie skarga w pracy. Dlaczego jaaa!;)  Szef wpadł przywitać się naprędce - dostałem maila z zażaleniem na ciebie, aaa i jeszcze przygotuj mi te indeksy i wydrukuj tamto i siamto... ( jołć, ałaa) Z ostro przyprawioną treścią się jeszcze nie zapoznałam, aczkolwiek mam pozwolenie na wydruk i lekturę w ramach pokuty.  Wiem  kto za tym stoi i  jes, aj noł, byłam niemiła, ale  sorki kobieto, tak mnie wkurzyłaś, że...no, przepraszam cie kobieto, może do ciebie napiszę jakiś miły list, kobieto? W autobusie utwierdzałam się w przekonaniu, że albo zaczynam kurację bromem, albo dostaje powołanie i ląduję w zakonie objętym klauzulą milczenia i do końca żywota biję się lewą ręką w pierś, prawą czyszczę klęcznik. Na próżno sie utwierdzałam, a co niby z chłopakami ? Szczerze - jestem os

run Forrest run...

Jest parę filmów, po obejrzeniu których mam ochotę zapaść się pod ziemię, razem ze swoim komputerem, centralnym ogrzewaniem i suszarką. Bo kiedy je oglądam, przypominam sobie co sie liczy w życiu i że szczęścia nie mierzy się rolexem.  Tak wiem, że to nie luksus nadaje sens. Tak, wiem również, że AGD jest fajne i głupio narzekać na pralkę, która za nas kręci. Zdarzają się jednak chwile, kiedy uprzytamniamy sobie  małość lodówki wobec skrzących w blasku księżyca połaci śniegu, awaryjność kuchenki wobec muskanych słońcem policzków, dreszcz prysznicu wobec biczów wodospadu. Kiedy oglądałam "Miasto biegaczy" zapadło mi w pamięć proste zdanie - " Jestem bardzo szczęśliwa"  Widzę skupioną, czternastoletnią Hawii, którą nogi niosą gliniastą ściezyną, między drzewami, po pagórkach, boso, w adidasach. Dziewczynę, której jedynym środkiem dopingującym jest miłość do biegania. Takiej miłości do biegania połknęłam tylko naparstek, a i tak zdaje się wyparowała.  W sytuacji k

ja ślę, ty ślesz, my ślemy

Słać można nie tylko swoje łózko, czasem trzeba inaczej, więcej, serdeczniej i do ludzi przede wszystkim  Najlepiej słać dobre słowa, bo te maja największą siłę rażenia, a niektórych trzeba tym słonecznym słowem porazić mocno bo im samotno czasem i smutno.  Przyłaczam się do słania dwoma rękami i szykuję biurko pod ROBÓTKI. szczegóły u Bebe (miedzy innymi) http://bebeluch.blogspot.de/p/robotka-2012.html

miodowy ryż

W przedszkolu byłam ryża. To znaczy byłam miedziana , ale przezwisko miało dwie sylaby. Nienawidziłam swoich włosów. W liceum próbowali obwołać marchewką, ale o niebo lepiej czułam się z imieniem. Na studiach zaglądali do głowy, powierzchowność oceniali przy piwie. Kiedy Igor przychodził na świat prawie posrebrzałam z przejęcia. Obecnie, odrastając mysio, próbuje odtwarzać kolor źródłowy. Trudne to i śmierdzące farbą. Jak to się człowiekowi gusta zmieniają, z czasem zaczynamy doceniać co straciliśmy... Gdyby spersonifikować jesień byłaby Monetem. Ryża polana i miodowy las w okolicach Jaworzna. a w domu miłościwie nam panujący Dartek Vader przegrywa w gwizdnych wojnach pogodowych.  Co poradzić? Lektura na temat kaszlu wygrywa z "Imperium wilków'

...

Dzisiaj dowiedziałam się o czyjejś śmierci i czyjejś chorobie. Zeszłam do głębokiej studni. Jest przeraźliwie zimno. Próbuje sobie, niepotrzebnie, wyobrazić jak to jest gdy dziecko traci matkę i co ta matka w związku z ta stratą i tuz przed nią czuje, co czuje i przeżywa dziecko.  Jest to najsmutniejsze, najbardziej rozdzierające wyobrażenie ze wszystkich moich wyobrażeń, które próbują naśladować prawdę.  Nie jest mi do tej prawdy daleko, mam dziecko, mam chorą i wybujałą wyobraźnię. zastanawiam sie nad tęsknotą.  Skąd się bierze tęsknota. Czym jest tęsknota dla ludzi którzy nie wierzą w Boga? Jeśli na ten blog zajrzy nieprzypadkowo ateista niech mi odpowie i to pytanie naprawdę nie jest podszyte złośliwością. Dla mnie, osoby która wierzy w istnienie nadprzyrodzonego, tęsknota jest wołaniem duszy, która odrywa się od ciała i biegnie za tym co utraciła, albo ucieka od tego co utraciła, żeby więcej nie tęsknić.  Tęsknota naprawdę odrywa od ciała, rozdziera je jak nic istotnego.

biłgorajskie lekarstwo na głuchotę i poranny widok na przetarcie oczu

ten blog się muzycznym staje :) leżała na półce w sklepie kulturalnym i wyglądała okładką na ludzi.  Musiała taka jedna wziąć i posłuchać audycji w radiu Roxy i usłyszeć, żeby się zachłysnąć, a dopiero potem z półki pochwycić  ukoić w rękach i uszy zagłaskać. Muszę się wam do czegoś przyznać - chcieć podążać moim śladem, to odkryć pragnienie znalezienia harmonii u styku przeciwieństw, odkryć pokój i nieprawdopodobną spójność w połączeniu powierzchownie obcych rzeczy. W muzyce liczą się melanże, zetknięcia różnych światów, eklektyzm. Może nie powinnam pisać pod wpływem chwili, ale właśnie odnalazłam wszystko, co na chwile obecną potrzebuję. Znalazłam to w muzyce, czy to nie cudowne?:) folklor połączony z elektroniką, jazzem, muzyka klubową, wschodnią nutą, śpiewem alikwotowym - a całość po prostu ZJA-WI-SKO-WA!!! Makaruk "Erotyki ludowe" ( wespół z zespołem śpiewaczym z Rudy Solnej) jesli zobaczycie w sklepie ta okładkę to ...!!!  a jeśli zobaczyliście d

między słowami

o bogu mówi się w różny sposób i tak naprawdę, to mówienie może okazać się czczą gadaniną. Nigdy nie odkryjesz po słowach, co człowiek ma naprawdę na myśli. Zdania to niejednokrotnie kamuflaże, oderwane od istoty wyartykułowane dźwięki. Słowa nas gubią, ale stało się tak, że one sa naszym głównym orężem więc trzeba mieć do nich serce! Czasem mierzi mnie bitwa na głosy, kiedy ludzie przekrzykują się by sobie udowodnić prawdę. Gdzie ta prawda, kiedy to twój zryty rzeczywistością umysł stara się ogarnąć wszystko. To kpina, bo umysł jest inwalidą - jeśli używasz go jako narzędzia do zmierzenia i nazwania tego co duchowe, to ślizgasz się po powierzchni.  To, co transcendentne pozostanie takie niezależnie od tego, jak będziesz to sobie starał wytłumaczyć i uporządkować w głowie. Ludzie siebie piętnują za słowa, wystarczy że jakieś słowo im się nie spodoba i już uruchamiają oskarżycielski ton. Bo jeśli "źle mówimy" to tacy tez jesteśmy. Proszę się zatrzymać w tym momencie i zastan

cie chorooba...

Mam bardzo dużo czasu, całe życie wręcz. Czas jednak oddaję pracy. Praca praca praca...po powrocie do domu, padam padam padammmm....czyli walc konającego, tudzież obowiązkowa samba w kuchni i coraz rzadziej rumba w sypialni.  Dziecko chore 3 tygodnie już. Trzy tygodnie dziwnego drapania w gardle bez jakichkolwiek zmian osłuchowych (się to fachowo nazywa) Od dzisiaj antybiotyk, kurka wodna! Pierwszy antybiotyk w jego pięcioletnim życiu. Jesli nie przejdzie, to wizyta u alergologa murowana. Tylko na co ten przedszkolak może mieć uczulenie. Już wiem!! Na przedszkole! Ostatnio się zwierzył, że lubi tak kaszleć bo nie musi chodzić do przedszkola, wot i probliema. Igor od zawsze opierał się przymusowi życia w stadzie równolatków, więc jak poradzi sobie z obowiązkową frekwencją w szkole? z dziś: lekarka - Umiesz połykac tabletki? Trzeba je popijać herbatką, soczkiem... Igo- Tak, tak, w ogóle to lubię popijać. Popijam sokiem jabłkowym, herbatą i...kompostem. matka w brech, a lekarka z p

co mi się podoba

Trawi mnie głód. Obecnie jest to ssanie muzyczne i dlatego po nocach markuję na youtube i słucham z oczami na zapałkach, za to z uszami słonia. Hopsam od obrazka do obrazka i wychwytuję co bardziej 'moje" brzmienia.  Łapię się też na tym, że czasem muzyka nie tak bardzo do mnie przemawia jak osobowość muzyka, jego poszukiwania, inspiracje, życie. Pierwsze wrażenie w muzyce (to dobre) zwykle otumania, bywa też, że  tumany zachwytu wzbijane przy pierwszym odsłuchu, z lekka się rozrzedzają przy kolejnych i pozostaje tylko niemrawe "fajne" z "ale". Ja tak miewam. Najpierw Invisible . Może dlatego, że wprzód było spore ACH! a potem tylko lapidarne  "no nawet" Niewidzialni są  psychodeliczni i smętnawi. Na swojej drugiej płycie eksperymentują na pograniczu depresji i trzeba przyznać, ładnie się synchronizują ze smutkiem. Cóż, stwierdzam, nie bez satysfakcji, że nie jestem AŻ tak melancholijna, więc nie wsiąkam do szczętu.  Polecam  ich muzyczną wid

co uszczęśliwia?

Przekraczamy różne granice...cierpliwości, Niemiec, zdrowego rozsądku itp. Najbardziej spektakularne są w tym wszystkim granice ludzkich możliwości.  Felix Baumgartner (felix -  szczęliwy; łaskawy) zdobył się na skok z wysokości 39 km. Spadając, przekroczył granice dźwięku, kilka innych - fizycznych, no i na pewno pokonał coś w sobie. Jak uklęknął na ziemi, czuł się szczęśliwy...że przeżył. Sam powiedział, że na  szczycie nie myślał o wynikach, rekordach, ale o tym by wylądować w jednym kawałku. Zastanawiam się, po co nam takie rekordy? Jest to uwarunkowane genetycznym deficytem adrenaliny, niektórzy muszą POCZUĆ, że żyją ślizgając się po krawędzi? Czy wasze szczęście jest czymś uwarunkowane? Czy można być spełnionym po prostu?  Do tego zmierzam.  Wyzbyć sie pragnień. tu macie podlinkowany skrót owego wyczynu: http://wiadomosci.onet.pl/wideo/historyczny-skok-felixa-baumgartnera,97065,w.html# a niektórzy przekraczają swoje granice w ciemno granica jest jak tajemnica

szarość nie radość...czyli na zakręcie, a raczej rogu...nosorożca

Za każdym razem, kiedy dzieje się u nas 'coś większego', bogatego w treść, Leszek z nutką ironii stwierdza -  Napiszesz o tym na blogu. Posyłam mu wówczas krzywy uśmiech grymasem zwany, bo odśrodkowo wiem, że raczej nie.  Czuję się podzielona na dwie części, z której jedna jest większa i obrazkowa. Udzielam się na drugim blogu, ale i tam wytraca się powoli mój entuzjazm.  Kiedy zaczynałam pisanie tego, powiedzmy pamiętnika, przeczuwałam, że to się pewnie kiedyś skończy.  Nie mówię, że się właśnie kończy, nie!:) ...choć może boję się do tego przyznać? Może mój zapał samoistnie wygasa, jak w związku, jak w pracy...wypalenie. Nie poświęcam obecnie tak wiele czasu na zaglądanie i czytanie Was, jak robiłam to niegdyś. Powoli opuszcza mnie potrzeba wywnętrzania, opisywania, dzielenia się...jakbym się kurczyła i próbowała zabić myśli w zarodku, jakby sens miało tworzenie przestrzeni czemuś innemu, co niekoniecznie ma nazwę. Od tej pory ten blog mógłby być jak sen, poezja, jak ur

trup w szafie

Każdy ma swojego bohatera, każdy ma swoją tajemnicę. Mam idola, który jest socjopatą, ale wybaczam mu  umorusane krwią ręce, tym bardziej że jest fikcyjny a jego mroczne popędy na dobre wychodzą uczciwym obywatelom. Widział kto Dextera? Jeśli nie, to pewnie właśnie morduje;) W ilu ludziach drzemie mroczny sekret, drzemie bądź nie...licho wie. Moje sumienie nie przypomina górskiego kryształu, raczej jaspis afrykański. Nigdy nie odkryję się do końca, choc kiedyś snułam plany, by swoją drugą naturę zaprzęgnąć do pisania innego bloga, z mniej zamaskowanym obliczem. Tylko co mi po szczerej spowiedzi- pranie brudów incognito wydaje się żałosne i na dłuższą metę nieciekawe. Wolę swoją słoneczną stronę i jej się trzymam. Widzę jednak, że wielu nie próbuje nawet tworzyć muślinowej powłoczki delikatności wokół swojej wirtualnej kreacji i daje sie poznać. Pewnie jest im lżej:) Ukończyłam trzeci poziom wtajemniczenia w życie Dextera Morgana - sympatycznego potwora.  Serial mnie wciągnął, cho

no problem?

Bywacie na siebie źli? Złość piękności szkodzi i w związku z tym widzę u siebie kilka dodatkowych zmarszczek.  Nieprzyjemne to uczucie bycia złym na samego siebie, ale bywa, bo złość się bierze z bezsilności. W końcu jednak okazuje się, że nie jesteś taki znowu do bani. Gdybym była beznadziejna, to by mi nawet przez myśl nie przeszło, że mogę być, bo sądzę, że  beznadziejność wiąże się z brakiem krytycyzmu i autorefleksji. Bywa, że popadam w umysłowy stupor. Myśli lubią oblepiać warstwami jakiś problem w końcu doprowadzając do jego kuriozalnych rozmiarów. Problemy nie przychodzą z zewnątrz, sami je tworzymy, o tak!  (obrazek z netu) Weźmy pod lupę naszą obecną sytuację domową i jak się ma na tej płaszczyźnie owa problemotwórczość Problem nr.1 Przede mną 3 tygodnie kurodomowienia na pełnym etacie. Dopóki nóżka się nie sklei trzeba (trzeba?) wymyślać fajne sposoby spędzania wolnego czasu. Czy istnieje strona - "zabawy dla dzieci ze złamaną nogą", tudzież &qu

o tym jak się nie dali i pojechali...

Wróciliśmy. Krótki to był pobyt acz intensywny - wysiłkowo i okolicznościowo. Gdyż nad malowniczymi okolicznościami przebywania tu i tam zawisnął gips, żeby nie było lekko. Igorek nam wywinął numer na krawężniku tuż na dzień przed wyjazdem. Nadzieja umarła na drugim piętrze oddziału chirurgicznego - złamanie kości śródstopia. Postanowiliśmy jednak oszczędzić włosy na głowie i mimo wszystko wziąć się w garść. W głowie zamigotał odblaskiem wózek spacerowy ( z tym że przydomek spacerowy to chyba nadany, żeby było śmieszniej), który całe szczęście ktoś z rodziny jeszcze chował, więc wyjechaliśmy z dodatkowymi czterema kółkami w bagażniku. Ile upchaliśmy się wózkiem po ścieżynach wąskich i żwirowych to nasze i naszych bicepsów, ale czego się nie robi dla dziecka i jak się jest zawziętym na przeciwności losu. Doszukałabym się może plusów powyższej sytuacji - jak brak potrzeby wzmożonej kontroli rodzicielskiej - ale nie będę sadystą. Każdemu lepiej na dwóch kończynach, ale nasz syn dopiero

jezu jak sie cieszę...;D

juz za parę dni, za dni parę... :)) Krasiejów dinozaury domek drewniany nad stawem kajaki do dyspozycji jaśniepaństwa najstarszy most wiszący w Ozimku koniki daniele Dziczczcz dwa tygodnie za miastem ale to dopiero (już !) za tydzień ogólnie chce się żyć (jak zawsze) Jesli ktoś ma jeszcze ochotę bywać u mnie, to ostatnimi czasy bywam częściej między kolorami

modulacje

Działam jeszcze na częstotliwości dzień, czas zmienić parametry na nocne, muszę wszak jutro bladym świtem wstać i się wymodulować do pracy, robię to własnoręcznie nie za pomocą syntezatora. w sumie nie mam nic do syntezatorów, uważam że sztuczne i przetworzone tez bywa ładne:)

...a co wieś o przyjaźni? ;)

Zawieźliśmy dziecko na wieś. Dziecko odbywa już czwarty dzień rajskiego pobytu u boku ukochanej cioci i babci. Dziecko jest (domyślam się ) wniebowzięte, towarzysze byc może tez, ale bardziej umęczeni. Nic dodać nic ująć - Moja siostra ma moc - moc cierpliwości i ogólnie - moc!  Moja mama tez jest mistrzynią w ogarnianiu i pilnowaniu..no i w ogóle! :) Naprawdę doceniam, że takie są wspaniałe i kochające. Czasem trudno okreslic przyjaźń. Czym jest? Moim,  'wszechstronnym' ( i chyba jedynym) przyjacielem jest mój mąż z którym robię wiele rzeczy, jeśli nie wszystko;)  Czy mogę powiedzieć, że przyjaźnię sie z siostrą. Raczej trudno mi tak to nazwać...hmm...kocham ją, ale nie ma między nami zażyłości. W rodzinie to się czasem dziwnie plecie i układa, nie sądzicie?  Ufam im, ale jakiekolwiek zwierzenia przysporzyłyby mi tysiąca pytań z gatunku - "a dlaczego, po co?" oraz tysiąca kontrargumentów, porad, połajanek.....jeśliby się dłużej zastanowić, to własnie tak by by

Było sobie szycie

Nie myśleć za dużo o złych rzeczach. Złe rzeczy wiszą w powietrzu ale nie ściągać ich myślami, o nie!  Pilnować swoich myśli! Najgorzej, jeśli przydarza się rzecz zła i po niej aktywuje sie czarny magnes. Dziecko ma dwa szwy na głowie, bo się urwał hak na którym wisiała huśtawka...czarna huśtawka bleee... Skrzypią mi kolana znów (czy jedząc więcej żelków będę bardziej elastyczna? ;) Ogólnie nie daję się szarości, mam różową łopatkę do odkopywania skarbów. Dziś czekają mnie skarby czwartkowe.  Dobrego dnia wszystkim!

:)

o duszy, dusznościach i innych wizjach 'hot summer'

Wierzę , że każdy w sobie nosi. Duszę Wiecznie młodą, gdyż teoretycznie dusza nie powinna się starzeć, bo nie tyczą się jej żadne parametry Ale, jest pewne ALE.  Ciało sie starzeje i dusza może sie starzeć wraz z nim, zależy czy jest silniejsza od ciała, czy słabsza. Często spotyka się młode dusze w starym ciele, stare dusze w młodym ciele, dlatego myślę że istnieje ścisła współzależność.  Rozprawialiśmy w pracy o starzeniu i kolega tak ładnie temat ujął ..."może po prostu nazwać to dorastaniem". Tak więc dorastamy całe życie do tego, by zmierzyć się z nieuniknionym. ....a może starość to tylko iluzja? Kiedy tak siedzę całymi dniami w pracy i nudzę się jak mops, układam ciche litanie do deszczu. Dziś burze, więc modlitwy zostały wysłuchane. Uff..nie wiecie ile sie trzeba czasem napocić żeby sie nie spocić.  Ile naklęczeć przy zakurzonych regałach  w intencji chłodu i cudownego wskrzeszenia klimy. Chyba dzięki temu ofiarowano nam wentylator....który mieli ciepłe i z

ryby mają głos

Najlepiej pisze się na świeżo, tuz po przeżyciu czegoś wartego opisania. Nawet jeśli wartość owego przeżycia jest subiektywna. Życie jest ciągłą konfrontacją. Patrzę na coś, co jest przeciwnością mojej rzeczywistości i zachwycam sie. Obejrzałam film który nie zapoczątkuje przełomu w moim życiu, ale unaocznił, ze bycie perfekcjonistą jest w porządku. Wszędzie ocieram się o treści, które wskazują na sens życia -  'niech twoje marzenia nie pozostaną marzeniami' 'odważ się' etc... Czuję sie bombardowana gradem sentencji.  Obyłam się z tym gradem, nie żłobi tak mojej psychiki. Teraz panuje moda na mądre zdania, zdania drogowskazy... Jiro sam dla siebie jest drogowskazem. Jak można całe życie macać ośmiornice, patroszyć tuńczyki, odcinać głowy halibutom??...Można. Mnie trudno było to zrozumieć, bo zwyczajnie tego nie kocham. Trzeba kochać, a najmocniej trzeba kochać swoja pracę, wtedy całe życie sie nie pracuje, bo praca zlewa sie z życiem, a życie staje sie pasją.

ściema przez duże Ś

- Zjedz trochę łososia (ja) - Nie chcę (Igor) -  No zjedz - Zjedz! Łososie są z Norwegii (leszek oderwawszy się od Rosji i Polski na boisku) -  Z Norwegii? (Igor retorycznie)  - Tak. Tam mieszka Św Mikołaj  - Święty Mikołaj??  -Tak. Łososie pływają w jeziorach  świętego Mikołaja - Święty Mikołaj jest stary - No jest, ale je łososie, a łosoś opóźnia oznaki starzenia i w ogóle daje mu siły, żeby na święta przynosił  prezenty kłamstwo tłustymi nićmi szyte, ale z ikrą...bo ostatecznie je przełknął ;)

w pogoni siebie masz mniej, to na uwadze miej...

To jest zespół z mojego miasta Sosnowcem zwanego. Skład zespołowy ponoć lubi "mocno żyć" jakkolwiek to sobie zinterpretujecie heh.. Przypadkiem trafiłam na you tyube i gdyby nie męzowskie, zza głowy dobiegające - "O! oo!' Nie wiedziałabym, że to ziomale, nawet zdolni... a harmonijke do ust przytyka znajomek z lat knajpianej młodości. Świat to jest jednak mały;) w pogoni siebie masz mniej, to na uwadze miej, że ciągle siebie masz mniej... a jak ktos dzis ma dobry dzien i dobrze wszystkim zyczy to mnie tez może:D swoje urodziny obchodzę wyjatkowo, lub nie, na drugim blogu : kolorami.blogspot.com :)))))))))))))))))))))))))))))

kino drogi i przystanek las

Wsiada kobieta zasapana przez duże ACH i ECH. Siada i namierza wzrokiem ofiarę najpierw ogłaszając wszem i wobec:  - Nic dziś nie załatwiłam, no nic. Człowiek wychodzi z domu żeby pozałatwiać i nie załatwia. Wyszłam o dziewiątej, jest jedenasta, a ja nie mam, bo nie dałam rady załatwić. Zero odzewu tramwajowego. - Się człowiek nachodzi, tu , tam. Obejdzie...bo byłam w tesco i nie ma, do biedronki nie zaglądam, bo mówię, pewnie nie ma, ale w tesco, że nie ma? Nic nie ma w tych sklepach co powinno być, nic. Wszystko jest, a nic nie ma, skaranie boskie. Ofiara się znalazła i przytakuje, więc kobieta sie rozkręca - Myślałam że w Tesco cukier w kostkach jest, ale gdzie tam, cukier zwykły jest, stoi, ale żeby nie było kostek, w kostkach zeby nie było? To gdzie ja taki znajdę? - Może pani w lokalnych sklepach popyta... - W lokalowych?..nooo..to eeee..gdzie? - No na osiedlach , w małych prywaciakach może będzie - No chyba...bo mówię pani ..żeby cukru w kostkach nie było, to nie wiem

młoda kobieta i MOŻE

Jak długo jesteś w stanie wytrzymać samotność? Kiedy jestem sama, fizycznie, jestem wolna - robię co chcę, nie robię czego nie chcę. Jednak dlatego, że nadal żyją we mnie rzeczy zdarzenia ludzie, nie jestem samotna. Bycie samemu jest znośne, to nie to samo, co bycie samotnym. Kiedy jesteś sam, ale nie samotny, jestes w stanie zmierzyć sie z najtrudniejszym. Najtrudniej zaś poznać samego siebie Natasza Caban jest na dobrej drodze

Niech będzie .... "Rozterki matki rodzicielki" :)

Jestem matką, jak zwykle, jak co rano i co wieczór. Dzisiaj nie czułam sie matką jakoś specjalnie, z wyróżnieniem. Sie panom zapomniało nieco. Wczoraj wieczorem rzekłam Igorowi - ...jutro jest święto mam, wiesz? - na co usłyszałam - ...a kiedy jest święto dziecka i moje urodziny, ja bym juz chciał mieć urodziny... hmmm Czasem mam ochotę swoje dziecko wypościć. Zamiast czekoladek suchary, zamiast sandałków boso, zamiast hot wheelsa rysunek autka. .. Przesadzam? Jesli tak, to oznajmiam wszem i wobec - to moja druga natura - wyolbrzymiać i przerysowywać, tak gwoli wstępu i zakończenia;) a tak z zupełnie innego głośnika.. bardzo mi się podoba ta piosenka, tylko cos kiepska wersja mi sie linkuje. O duecie mozna poczytac m in. tutaj

Magdalena Errata Skrzypek

Moją drugą naturą jest poprawianie, nooo, może czwartą z kolei;)  Poprawiam siebie i innych. Tu naprostuję do zasad, tam wyrównam różnice, żeby wszystko było jak należy. Najczęściej poprawiam innych w zaułku własnych mysli, po cichu, co nie zmienia faktu, że zgrzytam zębami słysząc np. "a co tu pisze" "poszłem" "kupywać" "motór".  Poprawiam, choć mnie samej często brakuje języka w gębie, a pojęcia gubią właściwe znaczenie. W sumie, co tam kulawy polski? Jest i zgrzebny angielski, koślawy chiński, nieczysty francuski...Ludzie i tak SE będą gadać, świata to nie zmieni, języka w gębie nie przybędzie. Poprawiam życie.  Poprawiam rodziców, że nie powinno się jeść schabowego z ziemniakami, wytykam dokarmianie ciastkami Igora, wypominam błędy wychowawcze Leszka, straszę katastroficznymi konsekwencjami niemycia rąk  (okropna maniera matek - niektórych!)....można by mnożyć i sprowadzać do potęgi.  Jestem korektorką rzeczywistości, ale jestem tez kry

normalnie kosmos

Zasadziliśmy  w donicach ziółka i zielska, słonecznikom już wymsknęły sie po dwa zielone baldachimy. Wszystkie zieleniny wyciągają sie do słońca. Wyciagam sie wraz z nimi. Późnym wieczorem wyciagam się znów do gwiazd, a na mój balkon zaglądają planety. Nie ma wieczoru, żebym nie spojrzała w srebrne oko Wenus, o ile się nie zachmurzy jak dzisiaj. To ta jasna kropka na zdjęciu ( nie mylić z czerwonymi światełkami kominów tuz poniżej. Może mało efektownie wygląda, ale niechby kto oparł się ze mną o balustradę balkonu to Wenus już na pewno nie :) 'Pierwsza połowa maja to czas kiedy możemy obserwować jasną Wenus. Widać ją wieczorem, kilka-kilkanaście stopni nad zachodnim horyzontem. Ze względu na duży blask trudno ją pomylić z innym obiektem. Sezon na jej obserwacje się jednak kończy i pod koniec miesiąca planety Bogini Miłości już nie zobaczymy'

już majowo

majówka, majówka, 7 lat po ślubie...już!!? ale zjechało... Między innymi połączyły nas rowery i podobne widoki na przyszłość .... ...i w sumie nic się nie zmieniło od tego czasu, poza tym, że rok później zaczęliśmy zbierać na kolejny rowerek i mocniej się w życiu zakręciło :)

5 kilometrów kolorowego szaleństwa

Bieganie jest fajne! Swoje stanowisko w tej sprawie ugruntowałam, ale pewnie nie wszystkim w smak spocona koszulka, przeciąg na odcinku gardło-nos, czy też spięte do granic łydki. Te niby minusy to oczywiście plusy biegania, ale rozumiem:) Co jednak gdyby zmienić okoliczności ? Nie mielibyście ochoty poruszać nogami, we własnym tempie w tumanach tęczowego pyłu? W  U.S. dorocznie odbywa się  CO L OR R U N .  Startują wszyscy, bez względu na wiek płeć, gabaryty..etc.. Celem imprezy nie są miejsca na podium, ale wspólna zabawa w kolorowym żywiole. Na każdym kilometrze uczestnicy są kolorowani na różowo, zielono, żółto, przez wolontariuszy stojących na poboczu. Receptura farby jest w 100% zgodna z naturą, proszek można nawet zjadać, jest bardzo słodki, tylko zostawia na języku posmak kredy. To musi być bardzo wyzwalające doznanie :)

opowieść żony

Gdybym urodziła się, albo fantastyczna koleją losu, stała się pisarką, to najprawdopodobniej pisałabym jak Lori Lansens o Mary Gooch. Chciałabym pisać lekkim piórem i z subtelnym poczuciem humoru, nawet o tak wieeelkiej sprawie jak ludzkie ciało z nieposkromionym apetytem. Z uśmiechem na twarzy, ale poniekąd utożsamiam sie z Mary pod jej 300 funtami żywej wagi. Właśnie wkroczyłam na strony kiedy Mary rażona niespodziewanym odejściem Goocha, rozdziera piętrzące się latami warstwy i przedostaje do jądra swego jestestwa, które wcale nie chce zaglądać do lodówki. Niby prosta historia, ale jak fajnie napisana :)

zrozumieć drugiego

Niby nie wierzę w przypadki, zawsze tłumaczę, że coś dzieje się w konkretnym celu, wynika z przeszłości etc. Czasami dzieją się rzeczy bardziej znaczące, czasem błahe, ale zawsze dzieją się po coś.  Nauki pobieramy bezustannie. Wczoraj ubrałam mało używane adidasy i pobiegłam zetrzeć z betonem swoje lenistwo. Dziwna rzecz, że podczas biegania zdarzają mi się nieprzewidziane wypadki - czytaj rozmowy z nieznajomymi. Dwa lata temu (chyba?) pisałam, jak podczas porannej przebieżki po lesie, klepnął mnie w tyłek rowerzysta próbując zagaić rozmowę. Z zagajania wyszły nici, bo o czym rozmawiać z cwaniaczkowatym lowelasem, który nie potrafi trzymać rąk na kierownicy.  Wczoraj zarys powyższego scenariusza się powtórzył, aczkolwiek rozmowę ze mną gościu zaczął od... śmierci. Straszne co?!  Kiedy wycisnęłam z siebie trochę potu i przykucnęłam na marginesie dróżki, zaczęły mnie łaskotać zielone listki przynosząc myśli o przemijaniu, pierwszej świeżości wiosny i  jesiennej perspektywie kruchych  l

kwestia różnicy

Uważam , że jestem naiwna. Czy jest różnica miedzy naiwnością, a głupotą? Zastanawiam się właśnie i chyba wyczuwam subtelna różnicę, ale może ktoś chciałby sie wypowiedzieć i zaświecić mi w głowie dodatkową żarówkę. Powoli jarzę. Naprawdę, bywa, że po fakcie uświadamiam sobie nowe fakty.  Pewnie jest to kwestia czasu, bo z każdą minutą perspektywa się zmienia, dystans do zdarzeń wydłuża. Zdarzyło mi sie dziś coś nietypowego, ale jest to kawał pisania i ...sama nie wiem, czy o tym pisać  ;/ Głupota versus naiwność jest różnica, czy nie ma ??

to be or TO BE

Myśle, że człowiekowi jest najlepiej, kiedy nie skupia się na sobie. Kiedy inni są bardziej dla niego obecni, niz on sam.  Ja tak mam Zewnętrzna obecność wszystkiego uświadamia, jak bardzo jesteśmy w istocie tym samym . Czasem przychodzi ta chwila, kiedy patrzysz i nie widzisz i to jest to!  To jest piekne, nienazwane, bez-myślne, poza głową się dziejące zapatrzenie bez widzenia.....ale to tylko słowa słowa słowa, co piszę...słowa tego nie oddadzą. nie mam strategii na życie...to znaczy mam plan, by nie mieć planu. Marnuję się?:)  Podglądam tylko, jak leszek pogrywa w jakieś gierki komputerowe, jak sobie układa pułki i szwadrony, buduje spichlerze, mosty, toczy boje. Doprawdy  nie rozumiem ilez można;) Jeśli działać to w realu, a nie na makiecie jakiejś mitycznej krainy i proszę mi tu nie wyjeżdżać, że takie strategie komputerowe  rozwijają perspektywiczne myślenie - bujdy na resorach;) Moje dziecko z posypką ma sie dobrze. Ilez on ma silnej woli, ja na jego miejscu zadrapa

jak to sie robi ?

Podobno w latach dwudziestych ubiegłego wieku, na pytania dzieci  pt. jak się robi dzieci, należało odpowiadać, że..... dzieci powstają z  nadmanganianu potasu :))  a chodziło o to, żeby dzieci robiło się trudno im trudniej, a szczególnie  - trudniej wymówić, tym lepiej, a szczególnie lepiej dla rodzica.  Jest w tym dużo prawdy, bo dzieci powstają w drodze chemii :) a teraz surprise z osobistego archiwum:  Do 12-ego roku życia myślałam, że dzieci się robi przez zatrzyk do pupy !!! W sumie jako taki 'zastrzyk' trzeba zastosować, ale mamie  i tak pomysłu gratuluję ;)  Naprawdę długo żyłam szczęśliwie, w błogiej niewiedzy i bez żadnych kosmatych myśli,  aż do momentu, kiedy koleżanka w szóstej klasie się zwierzyła, że podejrzała pornola rodziców. Wtedy też dowiedziałam się w teorii,  co zacz ten 'pornol'. Ech...to były czasy Pankracego, Reksia...a teraz? Teraz dostępne są w empiku  "Księga cipek" i "Księga siusiaków", jak dla mnie bardzo inwaz